Skip to main content

exhibitions





Domenica 14 aprile a Noto, ai Bassi del Palazzo Nicolaci, prende il via la pluriennale rassegna artistica “Percorsi di NOTOrietà”, promossa da Studio Barnum contemporary con il Patrocinio del Comune di Noto.

L’edizione 2019, curata dal suo ideatore Vincenzo Medica nel 2002, con l’intenzione di portare alla luce talentuosi artisti, ancora poco conosciuti, si apre con la mostra ATTRAZIONI, con i singolari ritratti dipinti, di piccolo formato, che l’artista Judyta Krawczyk, originaria di Varsavia, ma innamorata della Sicilia e di Noto, presenterà per la prima volta al pubblico siciliano. La mostra sarà visitabile fino al 12 maggio, tutti i giorni compresi i festivi, dalle 11 alle 19, ad ingresso libero.

 
 <<Da adolescente, ho visto il film “Il postino” del 1994. Ho sentito un’insolita vicinanza con il luogo e l’atmosfera di questo film. Con calma leggera e metafisica. Un forte desiderio di trasferirsi per vivere lì.>> dichiara Judyta.
<<Il mio meraviglioso marito Grzegorz – un poeta e un musicista mi hanno portato qui. Si può dire che la Sicilia ha unito i nostri cuori con l’arte e la bellezza. Ed è stata una scelta eccellente! La Sicilia non può essere paragonata a nessun altro posto al mondo. Per me è l’inizio del mondo! Qui mi sento libera. Vedo anche e sento il bisogno e l’amore della libertà nei  miei nuovi vicini Siciliani e questo è grandioso. Nella mia pittura, creo un legame con l’immagine, solo attraverso un senso di assoluta devozione nei suoi confronti. Per me, la pittura è una dimensione diversa di fare l’amore. Nei volti delle persone che amo dipingere si rispecchiano i veri sentimenti.. Tutta la libertà umana e la schiavitù. Gioia e tristezza. Potere e debolezza. Tutte queste cose che ci fanno sentire come se fossimo veramente o che volessimo essere… Sui volti delle persone che amo dipingere sono scritti i sentimenti veri. Tutta la libertà umana e la schiavitù. Gioia e tristezza. Forza e debolezza. Tutte queste cose che ci fanno sentire come se fossimo veramente o che volessimo essere… Ho scelto il ritratto – perché nessuna faccia è uguale all’altra, nessun uomo è simile all’altro. Non mi piace la ripetizione, la meccanica nell’arte. Il contatto con un altro essere umano attraverso un ritratto dà l’opportunità di catturare “quell’altro”.>>

 

..................................................

exibition ( mostra) INNER VISION - Avola 2018, Sicili



                                                    
                                                   












.....................................................................................................................................................


"Ludzie jak metronomy, kołyszą zimno w ciepłe kolory" - Fundacja 4 style, Kraków, 2017 r.
http://www.fundacja4style.pl/projekty/podsumowanie-wystawy-judyta-krawczyk/







............................................................................................................................................................

Wystawa na Lotnisku Chopina w Warszawie, 2010 r.
Eshibition " Comin Out", Chopin Aiport, Warsaw, 2010, Poland
http://www.comingout.asp.waw.pl/


Wystawa "Już nie ja" w galerii Szara Kamienica w Krakowie, 2011 r.
Eshibition " Not me anymore", "Gray House" gallery Cracow, 2011, Poland
http://www.szarakamienica.pl/pl/news/view/wystawawglerii2701/


Wystawa "Okrycia", Stacja Falenica, Warszawa 2011 r.
Exhibition "Coat", Stacja Falenica, Warsaw 2011, Poland
http://stacjafalenica.pl/kawiarnia.php


Wystawa zbiorowa "Niezła sztuka",  Muzeum Mazowieckie, Płock 2011 r.
Collaboration on with Muzeum Mazowieckie in Plock 2011, Poland
............................................................................................................................................................
reviews

szósty zmysł 2012 - recenzja

http://miesiacwkrakowie.pl/galerie/44-galerie/1019-juz-nie-ja-judyta-krawczyk-domanska.html

http://www.poland-art.com/index.php/recenzje/668-natalia-klein/4572-nielatwa-sztuka-pamieci-judyta-krawczyk-domanska-w-galerii-szara-kamienica

http://www.sztukpuk.art.pl/wydarzenia_2010/324.html

http://www.linia.com.pl/public/article.php?7-26466-0

.........................................................................................................................................................

recenzja do wystawy " SPIS RZECZY"


Rzecz o Rzeczy nie od rzeczy

 „To nie poczucie winy jest przekleństwem człowieka – to ciało nim jest”. Słowa te padły w roku 1966 znamionując coś w rodzaju przewrotu. Do czasu tych słów, których wypowiedzenie publiczne jest tylko arbitralnie przeze mnie wybranym punktem w historii ludzi, a przede wszystkim historii kobiet, były one widziane, choć nie zawsze łatwo to przyznawano, jako zaczyn powstania i wszechobecności w świecie ludzkim poczucia winy. Kobieta stała się, a potem była równoważnikiem grzechu, a ciało jej powodem grzeszności.
     Nie przypadkiem wszelako dostało się ciału kobiecemu, a męskiemu upiekło. Od zawsze, to znaczy od chwili gdy „zawsze” się zaczęło, ciało mężczyzn sprowadzało się do jednego organu, z którym zawiera on dozgonny i w pełni monogamiczny ślub. Z tego punktu oglądu świata ciało kobiet istniało jedynie jako zasłonięte, zawoalowane, bardziej sugerując cokolwiek, niż istniejąc realnie. Ten to woal był i jest przedmiotem fascynacji patrzących z męskiego punktu widzenia. Za woalem zaś czaiła się trwoga.
     Świat wstrzymał oddech i czekał, mając od dawna intuicję, że to co za woalem musi przemówić głosem kobiet. I w końcu się to stało – taka już kolej rzeczy. A że historia czekała z tym tak długo? Cóż, poczujmy się szczęśliwcami. To my właśnie możemy oglądać to, co dają nam do zobaczenia kobiety, nie musząc jak dotychczas podglądać lub dawać się mamić mimikrą rozmaitych przedstawień.
 „Dawanie do oglądania” unika wszelkich pułapek przedstawiania. Tak właśnie dzieje się w przypadku zbioru obrazów prezentowanych przez Judytę Krawczyk. Zbiór obrazów zatytułowany został, jakże trafnie, spisem rzeczy. Rzeczy w liczbie mnogiej, podkreślam, świadomie dotykając paradoksu. Przyzwyczajeni jesteśmy do istnienia ciała jako obrazu, wyobrażenia zaklętego w dychotomii podoba się-nie podoba się, tudzież ciała jako przedmiotu, tego co prezentowane jest dla kogoś, dla tego kogoś satysfakcji.
Lecz ciało jako Rzecz, z dużej litery, albowiem nie byle to rzecz?
     Prezentowanie byle rzeczy jako Rzeczy, urzeczowianie elementów codzienności ma już długą tradycję i nie jest niczym nowym. Te obrazy aliści tyczą Rzeczy jaką jest ciało. Nie mamy tu do czynienia z ciałem branym jako przedmiot, ubieranym, malowanym, czy mytym. Nie mamy w tym zbiorze ciała branego jako organ, tym co uczestniczy w grach erotycznych, w ich rytuałach i schematach.
      Ciało u Judyty Krawczyk jest Rzeczą, która mówi Judytą Krawczyk. Ciało u niej mówi i mówienie to nie jest paplaniną, gadaniem o tym czy owym. Ciało przez nią pokazywane zajmuje miejsce autora, któremu zazwyczaj daje się ten przywilej. Kolekcja 13 obrazów dana nam do oglądania ukazuje ciało uprzywilejowane w dobru i złu („Początek jest końcem”, „Posadziłam, powiesiłam”), ekstazie i okrucieństwie(„Pocałunek”, „Rozpacz”, ”Bukowa”), błogości i obojętności („Wakacje”, „Ja tu zostanę, a ty leć kocia”), miłości i pożądliwości („Wierność”, „Nie pozbawiaj sługi swego wolności”, „Stróż”), powszedniości i splendoru („Dom bez mąki to nie dom”, „Bez tytułu”, „P1”).

     Gdy mężczyzna poślubiony jest organowi, kobieta poślubiona jest swemu ciału. To para zżyta ze sobą tak bardzo, że nic już między nią nie da się włożyć. Stąd mamy glebę, urodzajną lub nie, rozkwitłą lub jałową, ale i niebiosa, przychylne lub wrogie. Pod i nad jest ciało, a pomiędzy Ona, Judyta Krawczyk, ale i każda inna.

     Kobieta jako instrument ciała – a może warto to uogólnić i rzec, że kobieta jest instrumentem ciała, i nie koniecznie swego.
    
Dla tej choćby refleksji warto popatrzeć na „Spis rzeczy”.

Krzysztof Pawlak

ang
“Guilt is not the curse of the human – the body is.”  These words, uttered in 1966, characterized a paradigm shift. These words, especially for women, formed the nucleus of the emergence and omnipotence of sin.  As women came into existence, they became the synonym of sin and their bodies the essence of sin. 

It is not an accident that the woman’s body, rather than the man’s, was framed as sin.  Forever, well, ever since forever existed, the man’s body was epitomized by one organ, which contained a lifelong monogamous covenant.    Since then, the woman’s body was always covered, veiled, suggesting that it 
was anything rather than something. This veiled ‘fogginess’ was and still is a fascinating entity from the male perspective.  But behind the veil, lurked fear.

The world took a deep breath, and held it; intuitively feeling that behind the veil must be a woman’s voice.  And it finally happened – of course, that is the way of things. And regarding why has history made us wait this long? Oh well, let us rejoice. Because it is us that can look at what only a woman can show 
us, without having to resort to voyeurism or to allow ourselves to become tantalized in various performances. 

“Giving to be seen” omits all presentation traps. That’s how Judyta Krawczyk’s collection of work works. 

The collection of paintings is accurately entitled a list of things. Things, in the plural, knowingly touch the paradox. We are used to a viewing a body like a painting, with the cursed “like it/don’t like it” dichotomy and the body as an object, presented for someone’s enjoyment. 
  The body as a Thing, capitalized, isn’t just any thing.
Presenting anything as Things, or the objectification of everyday objects has a long history and is no longer new.   These images, however, pertain to the Thing that is the body.  We are no longer discussing a body as an object, dressed, with make-up, or myth.  In this collection, we don’t see a body as an organ or a player of erotic games, rituals or schemes. 

The body presented by Judyta Krawczyk is a Thing, that Judyta Krawczyk speaks. The body speaks in her paintings and the speaking is not just babbling or chatting about this and that. The body presented by her, takes the place of the author, whom which we usually give the privilege.  This collection of 13 
paintings, shows us a privileged body in good and bad (“The Beginning is the End”, “I Placed/Sad, I Hung Something?”), in ecstasy and torture (“Kiss”, “Despair”, OMITTED),  in bliss and indifference (“Vacation”, “I will stay here, and you fly pussycat?”), in love and lust (“Faithfulness”, “Don’t take away the servants’ freedom”, “Guardian”), and in commonness and splendor (“A House without Flour isn’t a Home”, “Untitled”, “P1”).
  If a man weds the organs, the woman weds her body. This pair is so tight-knit, that nothing can come between them.   This is where we have soil, fertile or not, and the heavens, kind or evil.  Above and below is the body, and between is she - Judyta Krawczyk, as well as, all other women. 

The woman is an instrument of the body – but maybe we should generalize and say that every woman is an instrument of the body but not necessarily her own.
  If only for of this reflection, it is worth looking at “List of Things”.

Krzysztof Pawlak



..........................................................................................................................................
recenzja do wystawy " Wszędzie dobrze, ale w domu  najlepiej"

Krople nadziei
Powiada się, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - taki też jest tytuł wystawy Judyty Krawczyk - jednak nieczęsto pytamy, w jakim domu i co to znaczy najlepiej. Czy dom wyobrażony to dom rodzinny - zapamiętany, a może utracony? Czy to jest tylko miejsce aktualnych zdarzeń, a może ślad pamięci zniekształcony przez czas? Czy wreszcie dom to idea, marzenie, a może cień lub promień, który na nas padł i, nomen omen, umeblował przyszły los?
Judyta Krawczyk szuka odpowiedzi na te pytania, ale do tych uniwersalnych dodaje własne, prywatne metafory, które czynią jej przepełnioną symbolami sztukę wyjątkową. Dom artystki ma wiele odcieni. Trzy domy wybudowane przez ojca, ten ostatni, zwany Malinowym Dworem, to dziś samotne miejsce życia jej rodziców. Śmierć siostry. Śmierć babci. Śmierć psów. Dom, ten wymarzony i zbudowany pracą własnych rąk, powoli pustoszał, ale pozostało trwałe pragnienie, sieć znaczeń i postaci, które naznaczyły rodzinne miejsca oraz pamięć i wrażliwość artystki.
Jakie echo tamtej przeszłości przeniosła do swojego warszawskiego domu-mieszkania, które zostawił dla niej zmarły przyjaciel? On także, ze swymi psami, został sportretowany przez artystkę, podobnie jak ukochana babcia Stefcia (dom rodzinny mieścił się przy ulicy Bukowej, stąd tytuł obrazu) i córka, której okrzyki buntu i protestu coraz częściej wypełniają cztery ściany codzienności. Nie ma domu bez bólu, tak jak nie ma sztuki bez przekształcenia cierpienia w kroplę nadziei (lub nadziei w kroplę cierpienia). W obrazach Judyty Krawczyk tą kroplą bywa kolor kontrastujący z szarością lub czernią: wielki czarny pies wypełnia czarną pustkę, jednak cały wszechświat ukryty jest w pokrytym ceglaną dachówką domu.
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej? Być może. Jednak obrazy Judyty Krawczyk, która wypracowała własny język artystyczny i wyróżniający ją malarski styl, są odpowiedzią na zupełnie inne pytanie. Jakie? Każdy odbiorca odnajdzie je sam.
Przemysław Szubartowicz


................................................................................................................................................

Tamte brzegi
Współczesny świat – ten, który składa hołd popkulturze, organizuje istnienie
wokół spraw błahych, nieistotnych, rozpościera mgłę nad pytaniami
ostatecznymi, o śmierć, o sens, o rolę absurdu w naszym byciu – nie jest wygodnym
miejscem dla artysty. Zwłaszcza dla takiego, który za cenę wyrzeczeń wybiera akt etyczny:
tworzę. Szczególnie dotkliwie odczuwają to artyści, którzy wybrali drogę tradycyjnego
malarstwa. Piszę „tradycyjnego”, bowiem sztuki plastyczne – podobnie jak inne dziedziny
życia – zostały wessane w wir „postępu”. Już nie śmiała kreska, lecz prezentacja
audiowizualna, już nie gra światła i cienia, ale koncept krytyczny, już nie mozół twórczy, a
jedynie przemyślany wybór sposobu kreacji i znaczenia dzieła. Coś ulotnego, o czym czasami
pamiętają jeszcze niektórzy studenci i absolwenci wydziałów malarstwa uczelni
artystycznych – rozwiewa się, ulega presji, idzie z duchem tych smutnych czasów. Oto
dlaczego tak trudno zmierzyć się dziś z mitem Antygony, która jest dla naszej cywilizacji
źródłem pytania: jak pragnąć i iść osobnym szlakiem w imię tego, co się wybrało, i wbrew
wszystkiemu?
Judyta Krawczyk – młoda malarka, mająca na swoim koncie kilka
istotnych prezentacji w Polsce i w Europie, absolwentka warszawskiej ASP,
wywodząca się ze znamienitej pracowni prof. Leona Tarasewicza – wybrała drogę
najtrudniejszą i już sam ten wybór zasługuje na wyrzucenie rąk w górę z okrzykiem: nie
wszystko stracone! Nie wszystko stracone dla malarstwa! Od lat bowiem konsekwentnie staje oko w oko z białym płótnem, uzbrojona w zapał twórczy, farbę, ale także – i chyba
najważniejsze – tajemnicę. Bo to właśnie z tajemnicy wzięła się jej twórczość. Jest w tych
obrazach, szczególnie w najnowszym cyklu „Sixth Sense 2012”, coś mrocznego, ciężkiego,
narzucającego się w okamgnieniu odbiorcy. Coś, co nie daje spokoju. I jest też w nich coś, co
nie pozwala zapomnieć, że mamy do czynienia z artystką, która z „tu i teraz” bycia oraz „tam
i kiedyś” tragicznego wspomnienia próbuje zatrzymać, zapikować jednym słowem „jestem”.
Jest też sporo ironii, która wbrew pozorom nie zakłóca ściśle melancholijnego rysu tej
twórczości.
W tym malarstwie – a to naprawdę rzadkość – udaje się zespolić trzy,
zasadnicze na przykład dla psychoanalizy, a fundamentalne dla istnienia
podmiotu, rejestry: Wyobrażeniowe, Symboliczne i Realne. Oto jesteśmy na tej drodze, która
nie ulega kompromisom: jest obraz, „fizyczny nośnik” (to termin zaczerpnięty z popkultury)
bólu, pytań, rozterek, snów, subiektywności, rezonansów uczuciowych, ale nie bez ukrytych
kontekstów. Jednym z nich jest bez wątpienia pytanie o sens, o to, kim jestem i dlaczego nie
mogę uwolnić się od tego, bez czego by mnie nie było. Gdy myślę o tym malarstwie, mam w
pamięci wiersz Jacka Kaczmarskiego, który przecież był jednym z najwybitniejszych
krytyków sztuki, a swoje „recenzje” ubierał we frazy poetyckie i piosenki: „Wszyscyśmy z
płócien / Rembrandta: / To tylko kwestia / Światła; // Wszyscyśmy z drwin / Sokratesa: /
Nierozpoznana / Niewiedza; // Wszyscyśmy z myśli Descartes’a: / Tusz, zamiast duszy / Na
kartach; // Wszyscyśmy z fałszu / Afiszy: / Płaski wrzask / W wielkiej ciszy”.
Malarstwo Judyty Krawczyk to nie afisz, bo staje w kontrapunkcie
dla blagi cywilizacji informacyjnej, ale i dla kultury masowej. Dr House, ten
serialowy sztukmistrz, wisi w próżni, ale tylko po to, by mieć wybór, gdyż tuż obok niego
znajdziemy „buñuelowskie pudełko” z tajemnicą, płytą bez sygnatury. Co tam jest? Gdzie
indziej realistyczne postaci, „osoby dramatu” życia (życia artystki?), wyłaniają się z płócien
w bolesnym sprzeciwie wobec usiłowań zapomnienia. Ono jednak ma charakter plamy,
szarości, gdzieniegdzie malowanej z rozmachem, gdzie indziej subtelnie. Tło jest w tych
obrazach jak pamięć, reprezentuje nieświadomość, mętną i senną jak freudowskie marzenie,
które nie może zaznać spokoju. Niezwykle uważnie maluje artystka te sceny, gdyż wie, że to,
co na zewnątrz, to, co widzialne, będące treścią realną, nie tyle odgrodzone jest tłem, nie tyle wyłania się z niego, ile wpada, wsysane jest przez tło, tonie w nim. Widać wyraźnie, że
ważniejsze są „tamte brzegi”: pytania, na które nie ma odpowiedzi, chaos, który zakłóca
codzienne sprawki, owa bezduszna, surowa, nieusuwalna szczelina nieświadomości. Oto
natura tego malarstwa, znakomitego malarstwa.
Współczesny świat – słowo się rzekło – nie jest artyście przychylny, gdyż robi
wszystko, by to, co w podmiocie prawdziwe, rozpęknięte, trudne, zagłaskać.
Jednak kobieta z głową wilczycy nie chce dać się zagłaskać. Stoi na baczność, harda,
niewzruszona. Jak sztuka, która wciąż ma swoich powierników.

Przemysław Szubartowicz
Krytyk, poeta, publicysta Programu Pierwszego Polskiego Radia





......................................................................................................
Shores away

Today’s world – one that bows down to pop culture, that frantically spins around potty, trivial things, spreads a cloud of mist over ultimate questions: those about death, sense, the role absurd plays in our existence – is far from a cosy place to be for an artist. Especially for one who goes after an ethical act: creation, paying the price of sacrifices. This is experienced as particularly painful by artists who choose to follow the path of traditional painting. I call it traditional since fine arts, just as other areas of life, have been sucked into the maelstrom of progress. An adventurous line gives way to audiovisual presentation, play of light and shade does to critical concept. Arduous creation – superseded by just a rational choice of how to get things done and what they are meant to signify. That special something, ephemeral and precious, still remembered by some students or graduates of the faculty of painting in the Academies of Fine Arts, becomes quietly scattered, relents under pressure and resignedly follows the morbid spirit of our times. That’s why it’s become so hard nowadays to stand up to the myth of Antigone who gave our civilisation the question: how to desire and indeed go along one’s own way, in the name of values chosen and against all odds?

Judyta Krawczyk-Domańska – a young painter with several important exhibitions in Poland and Europe in her portfolio, graduate of Warsaw’s Academy of Fine Arts, coming from Professor Leon Tarasewicz’s famous studio – chose the most difficult of ways. The very choice she made calls for our gesture of appreciation: not all is lost, then! Painting isn’t doomed yet! It’s been years now that we watch her facing one white canvas after another, armed with creative ardour, with paint and – most importantly, perhaps – in mystery. Actually, it is from mystery that her work emanates. Her paintings, especially from the most recent “Sixth Sense 2012” series, exude something gloomy and capturing that instantly haunts the watcher. Once attracted, we shall sense we deal with an artist who moves between “here and now” of being and “there and then” of certain tragic memory, striving to fuse all this turmoil into a single clear signal: “here am I”.
All this heartrending mood is skilfully combined with quite a lot of irony which only emphasizes rather than blurs the overriding melancholy of this painting. Even more importantly – considering how rare it is – it manages to merge three canons fundamental for human existence and crucial for e.g. psychoanalysis: Imaginative, Symbolic and Real ones. Here we are on the road which knows no compromise: we face the image, a “physical carrier” (term taken from pop culture) of pain, questions, perplexities, dreams, subjectivity, emotional vibes, all abound with hidden contexts. One of such questions is that about the sense of it all, about who we are and why it’s so hard for us to deliver from all the things that determined our existence. As I think about this painting, I can’t help remembering a poem by Jacek Kaczmarski, after all one of Poland’s greatest art critics, if expressing himself in poetry and songs: “We all come from Rembrandt’s canvas / it’s just a matter of light // We all come from Socrates’ irony / unrecognized ignorance // We all come from Descartes’ inquiries / Ink on paper, instead of a soul; // We all come from phoney posters: / Flat scream / In vast silence”.
Judyta Krawczyk-Domańska’s painting is not a poster. It provides a counter point to the swindle of civilisation of information, to mass culture. Dr House, a TV series magician is suspended in the future but only in order to have choice, because right beside we find a “Buñuel’s box” with a mystery, a record, unsigned. What’s in there? Elsewhere, realistic figures “dramatis personae” of life (the artist’s life?) emerge from canvas in painful protest against attempts to let go. Oblivion, however, is like a smudge – grey, here applied furiously, there with subtlety. Background in these paintings is like memory – it represents unconsciousness, troubled and drowsy like a Freudian dream, never seeming to find real peace. The artist paints these scenes with astonishing focus, knowing that things external, visible, providing tangible contents are neither just screened off by the background nor emerging therefrom. Instead, they fall in, sucked within by the background and drowning in it. Clearly, it is “those far away shores” that occur more important: questions with no answers, chaos disturbing the grind of daily issues, the inanimate, raw, inerasable crack of unconsciousness. That’s the real nature of this painting – truly superb painting.
Modern world, let us repeat it, is rather unkind to the artist as it does all things to mitigate all that’s real, torn and trying in the human being. Still, a woman with a wolf’s head refuses being mitigated. She stands upright, valiant, unshakeable. Just as art does – one that still manages to find its believers.

Przemysław Szubartowicz
Critic, poet, journalist in Polish Radio Channel One 
......................................................................................................

2012

  • allegiance110x130.jpg
    allegiance, oil on canvas, 130x110 cm
Judyta Krawczyk-Domanska
Polen, Warszawa

2010 Graduated with honors from studio of prof. Leon Tarasewicz, Department of Painting, Academy of Fine Arts, Warsaw, Poland

http://jukrado.blogspot.com


back to topPrintScreen
......................................................................................................



Judyta Krawczyk Domańska: już nie ja

Adres

Galeria Szara Kamienica 
Rynek Główny 6

Kategorie

wystawa

Data i godzina

27.01.2011 00:00 - 20.02.2011 00:00

Wstęp

brak danych

Opis wydarzenia

Judyta Krawczyk Domańska



już nie ja



27.01.2011 – 20.02.2011



Galeria Szara Kamienica

Kraków, Rynek Główny 6

Wernisaż 27 stycznia , godz. 19.00



W obrazach Judyty Krawczyk-Domańskiej splatają się dwa ważne dyskursy: z jednej strony dominuje dyskurs tożsamościowy, z drugiej - przemijania w jego różnorakich aspektach. Autorka ukierunkowuje interpretacyjnie widzów proponując słowa-klucze: melancholia, samotność, dystans, smutek. Symbolicznie skonstruowane treści przywoływać mają wspomnienie utraty bliskiej osoby. Osobiste przeżycie odnosi się do dialogu między marzeniami dziecka a ich spełnieniem.

Ten zbiór to swoista autoterapia, ale czy tylko? Czyż nie jest to również próba ukonstytuowania własnej tożsamości – tożsamości kobiety, matki, siostry? Krawczyk-Domańska pokazuje trudne, ważne i piękne zarazem doświadczenie rozpięcia między utratą siebie (w tym przypadku spowodowaną śmiercią siostry – tak bliskiej, że będącej częścią „ja”) a nową autoidentyfikacją. Maski na twarzy sugerują próby zmierzenia się ze swoim nowym „ja” względem własnego ciała, roli społecznej ale także czasu i miejsca, w którym się znajdujemy, wydarzeń, których jesteśmy świadkami. Niegotowe do przymierzenia sukienki poddają możliwe do wyboru identyfikacje i samookreślenia. Decyzja jeszcze nie zapada. Delikatnym lecz pewnym gestem docelowe formy - półprzezroczyste kreacje - są odsuwane. To już nie ja. To jeszcze nie ja. Za wcześnie na zdjęcie lekarskiej maski, dzięki której niewykształcony, nowy wyraz siebie nie musi być teraz ujawniony. Widzimy tylko oczy: spokojne, uważne, pewne, że właściwy czas, właściwa forma są na wyciągnięcie ręki.

W swoich pracach Judyta odkrywa coraz to nowe potencjalne zaangażowania. Kuriozalnie właśnie poprzez zasłanianie twarzy próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie kim jest? Czym jest tożsamość? Zmusza widza do skonfrontowania tego pojęcia z przypadkowością i nieprzewidywalnością zdarzeń, które nas dotyczą.

Judyta maluje na różnych podłożach - płótnach, płytach, papierze, roletach okiennych. Materiał ten pozwala na większy komfort przedstawienia, podbudowując przy tym również sedno treści – ulotność, incydentalność i niepewność naszej egzystencji.



"Spod wielokrotnych warstw farby ciągle pojawiała się jej twarz, oczy, które nie dawały odpowiedzi na pytania, tylko je zwielokrotniały. Dopiero cichy szept dialogu ze zmarłą w noc poślubną siostrą stał się sensem jej malarstwa. Wtedy dopiero odczuła nieodpartą potrzebę malowania, przyszła lawina pomysłów, (…) wspomnień, dotknięć. Niepotrzebne już były efektowne, ściekające farby, lecz spokój i rozwaga. Od dawna noszone w sobie dialogi z siostrą stały się obrazami, prawdą i częścią jej życia, jak twórczość każdego prawdziwego artysty."

Leon Tarasewicz
.....................................................................................................
fotorelacja z wernisażu " już nie ja" Galeria Szara Kamienica, Kraków, 2011 r.
http://www.sztukpuk.art.pl/wydarzenia_2010/324.html

......................................................................................................


















Aktualności



-


O wystawie "juz nie ja" piórem Natalii Klein (Poland-Art)2011-02-14
Odpowiedzi na te pytania - kto i dlaczego - wydają się podstawowe dla zanurzenia się w świat obrazów Judyty Krawczyk-Domańskiej. Częściowo udziela ich sama artystka: jak mówi, u podłoża cyklu „Już nie ja” leży osobiste, traumatyczne i bolesne doświadczenie: śmierć bliskiej osoby - siostry. Przedstawione na obrazach postaci kobiece (na wielu płótnach ustawione frontalnie, namalowane na białym tle, przyodziane w czarne, żałobne stroje, bądź odwrotnie - ubrane na biało, stojące na czarnym tle) prawdopodobnie można odczytywać jako noszące cechy ukochanej siostry. Obrazy stają się osobistą, intymną formą pamięci o zmarłej, znakiem sprzeciwu wobec zapomnienia i próbą uporania się z bólem wywołanym jej śmiercią. Jest to jednak pamięć szczególna - w pełni świadoma, że nie da się w sposób realny wstrzymać biegu czasu, czy też przywrócić życiu osoby zmarłej. Stąd zastosowany przez artystkę motyw niedokładnego portretu, zakrycia twarzy postaci przez maski, zamkniętych oczu. Bardzo duże wrażenie wywiera obraz, na którym twarz osoby sportretowanej jest mikroskopijna, niemal niewidoczna, jakby wymownie znikająca na ogromnym, białym płótnie. O niedoskonałości mechanizmu pamięci ma świadczyć także, jak mówiła artystka podczas wernisażu, dobór materiałów, na których wykonuje swoje obrazy - obok płócien, jest to także papier czy rolety okienne. Niszczenie części prac, odpryskiwanie farby, marszczenie się materiału - były celowym zabiegiem malarki. Niemniej jednak, mimo świadomości ograniczeń pamięci, wyrażającej się również w doborze materiałów, obrazy Krawczyk-Domańskiej stanowią przejmujące świadectwo próby ocalenia tego, co odeszło. Jak pisze o twórczości artystki Leon Tarasewicz, cichy szept dialogu ze zmarłą w noc poślubną jej rodzoną siostrą stał się sensem jej malarstwa. Wtedy dopiero odczuła nieodpartą potrzebę malowania, przyszła lawina pomysłów, (…) wspomnień, dotknięć. Niepotrzebne już były efektowne ściekające farby, ale spokój i rozwaga. Od dawna noszone w sobie dialogi z siostrą stały się obrazami, prawdą i częścią jej życia, jak twórczość każdego prawdziwego artysty.

Bardzo istotny jest wyeksponowany przez Tarasewicza motyw dialogów artystki ze zmarłą siostrą, stanowiących jeden z najważniejszych czynników konstytuujących jej tożsamość. Postaci przedstawione na obrazach odsłaniają bowiem również inne znaczenia - mianowicie, stają się także próbami autoportretu - właśnie próbami, akcentującymi wielość ról (wybieranych świadomie czy narzucanych? To kolejne pytanie, które sugerują obrazy zaprezentowane na wystawie), składających się osobowość kobiety. Podkreśleniu złożonej, niejednoznacznej tożsamości, być może zadaniu pytania o jej autentyczność, służy wyraźnie zaznaczony na płótnach motyw zmiany ubrań przez bohaterki obrazów, niczym kostiumów przez aktorów teatralnych. Zaś o konieczności ciągłego określania swoich ról społecznych, prezentowania ich światu, świadczy motyw zdjęć, które trzymają przed sobą bohaterki obrazów. Elementy te wzbudzają skojarzenie z więziennymi zdjęciami, określającymi tożsamość aresztowanych - być może artystka zadaje więc także tym samym pytanie o kwestię wolności jednostki poddanej presji społecznej. 
Obrazy Judyty Krawczyk-Domańskiej otwierają wiele możliwości interpretacji, ale ich cechą wspólną jest głęboka szczerość i autentyczność, to znaczy fakt, iż wyrastają z realnej potrzeby wypowiedzenia w sztuce (i być może dzięki sztuce) osobistego bólu przemijania i utraty, postawieniu istotnych egzystencjalnych pytań, próby przekazania widzowi prawdziwych emocji. Być może właśnie dlatego obrazy artystki uderzają także niepowtarzalną wrażliwością.

Popular posts from this blog

 

Miniature

 
https://instagram.com/judyta_painting?igshid=ZDdkNTZiNTM=